"Taksówkarz" - reż. Martin Scorsese
"Taksówkarz" - reż. Martin Scorsese
Film kultowy, intensywny, niepokojący, z tych, które nie mijają jak sezonowa moda, lecz wracają w pamięci po latach.
Robert De Niro w roli Travisa jest tak świeży, tak prawdziwy, że nie sposób oderwać od niego wzroku. Nie jest bohaterem wykreowanym dla poklasku. To człowiek z tłumu, anonimowy trybik w maszynerii wielkiego miasta, jak wielu wyjadaczy, którzy nocami przemierzają ulice Nowego Jorku. Ale w jego oczach tli się coś więcej, niepokój, pustka, coraz bardziej duszące pragnienie celu.
Travis nie jest bezrefleksyjnym socjopatą. To człowiek, który cierpi. Spisuje swoje myśli w pamiętniku, czasem chaotyczne, czasem zaskakująco głębokie. Chciałby przestać czuć, przestać analizować, ale nie potrafi. Nie umie odnaleźć się w rzeczywistości, która go odrzuca.
Film subtelnie ukazuje obraz depresji. Travis nie jest sparaliżowany apatią, działa, jeździ, rozmawia, ale wewnętrznie czuje się martwy. W jego oczach życie straciło wartość. Poznaje młodocianą prostytutkę (doskonała Jodie Foster), którą chce uratować. To nadaje nagle jego życiu sens. Rozczarowuje się także wcześniej poznaną kobietą Betsy.
Scorsese buduje atmosferę klaustrofobiczną i gęstą jak dym papierosowy w zamkniętym pokoju. Zdjęcia miasta są brudne, neonowe, hipnotyzujące. Wszystko tu zostawia ślad, ulice, światła, dźwięki, ale przede wszystkim milczenie bohatera, które mówi więcej niż tysiąc słów.
Sugestia: film najlepiej obejrzeć nocą, w oryginale, bez lektora. W ciszy, z pełnym skupieniem. „Taksówkarz” działa wtedy jak sen, który jest niepokojący, osobisty, pozostający w psyche na długo.
Po drugim seansie doceniłam ten film jeszcze bardziej. To dzieło wybitne, wielowarstwowe, wymagające uważności. Wciąż aktualne i boleśnie prawdziwe.
10/10
Komentarze