"Archiwista" - Martha Cooley

Autor: Martha Cooley
Tłumaczenie: Agnieszka Lakatos

Tytuł oryginału: The Archivist

Wydawnictwo: MUZA

Liczba stron: 355

"Niepokojąca powieść o małżeństwie, szaleństwie i poezji. Jej czytanie przypomina otwieranie cudownego prezentu, zawierającego kolejne pudełka w pudełkach, ostatecznie ukazującego kuszące tajemnice, ukryte nie tylko przed czytelnikiem, ale również przed bohaterem książki. To zawiła i zniewalająca historia o tym, jak poczucie winy i namiętność mogą nagle rozbić poukładane życie wewnętrzne."


    Niedawno skończyłam "Archiwistę" Marthy Cooley — powieść o czasie, który nie mija, o ranach, które nie zabliźniają się nigdy do końca, oraz o słowach, które mają moc albo zbawiać, albo niszczyć. Książka podzielona jest na cztery, a właściwie trzy części. Najciekawsza, najbardziej dojmująca, to środkowa — intymne zapiski Judith, żony głównego bohatera, spisywane w zakładzie psychiatrycznym, gdzie spędziła około pięciu lat. Czasem odwiedza ją tam mąż, Matthias. Judith żyje na granicy światów: uwielbia jazz, kocha słowo, ale całkowicie pochłania ją martyrologia Żydów ginących podczas wojny. Jej obsesja staje się nie do zniesienia dla otoczenia — inni pacjenci i personel próbują nawet ukrywać przed nią gazety zawierające doniesienia o zagładzie. Judith, niosąca w sobie ciężar niemożliwej do udźwignięcia empatii, w końcu odbiera sobie życie.

    W pozostałych częściach narracja przenosi nas do teraźniejszości, przeplatanej wspomnieniami Matta — jej męża, który pracuje jako archiwista w uniwersyteckiej bibliotece w Nowym Jorku. Człowiek chłodny, opanowany, zdaje się być strażnikiem porządku — ale w jego wnętrzu kryje się cisza, która woła. Ma dostęp do niezwykle cennych dokumentów, a jego największą fascynacją są listy T.S. Eliota do Emily Hale — kobiety, z którą poeta utrzymywał intymną relację, być może nawet bardziej duchową niż cielesną, i którą kochał inaczej niż swoją żonę Vivien. Te listy, zapieczętowane na dekady, mają stać się obiektem badań młodej badaczki — Roberty Spire. Jej obecność burzy uporządkowany świat Matta i stawia przed nim moralne pytania.

    W kulminacyjnym geście — być może jedynym naprawdę wolnym i ludzkim — Matt pali listy Eliota. Czyni to, by uszanować wolę poety, który prosił Emily, by je zniszczyła. Z całego archiwum pozostawia tylko sześć nieznanych wierszy — dar dla potomnych, choć może również pokuta. Akt ten staje się symbolicznym przecięciem nici łączącej przeszłość z teraźniejszością — i próbą odkupienia, której wcześniej nie potrafił udzielić swojej żonie.

„Archiwista” to powieść o tym, że są wspomnienia, których nie da się przechować jak rękopisów — bo palą. To także medytacja o tym, czy istnieje granica między zachowaniem a zapomnieniem, i czy naprawdę mamy prawo archiwizować cudze cierpienie. Książka pachnie kurzem starych bibliotek, lecz także bólem ludzkiego serca. Jej cicha siła tkwi w tym, czego nie mówi wprost.


10/10

Komentarze