Wyprawa w Beskidy-szczytami Beskidu Śląskiego 2009 r.
Na wycieczkę wyruszyłam rano. Pociągiem dojechałam do Bielska-Białej Leszczyny. Pogoda dopisywała. Ze stacji ruszyłam czerwonym szlakiem prowadzącym na Dębowiec, a następnie w kierunku Szyndzielni. Niestety, na trasie spotykałam wielu niezbyt rozważnych turystów – niektórzy szli po kamienistym szlaku w klapkach na obcasie, a nawet z wózkami dziecięcymi.
W schronisku na Szyndzielni zjadłam obiad, po czym udałam się w stronę Klimczoka. Wstąpiłam do schroniska po pieczątkę – wewnątrz panował duszny zaduch, więc nie zatrzymywałam się na dłużej.
Po zejściu na szlak prowadzący na Błatnią, zrobiło się spokojniej. Trasa okazała się niezwykle malownicza. Kiedy wyszłam z lasu na punkt widokowy, dech zaparło - panorama 180 stopni zachwycała. Zeszłam do schroniska, wzięłam nocleg. Dostałam pokój czteroosobowy z piękniejszym widokiem niż w dwójce :-)
Wieczorem poszłam zobaczyć zachód słońca oraz światła Bielska-Białej i Żywca. Widok był niesamowity, jeden z tych, które zostają w pamięci na długo.
Rano wyruszyłam w stronę Przełęczy Karkoszczonki. Byłam zmęczona, trudno było się dobudzić, ale trasa okazała się bardzo ciekawa.
W Chacie Wuja Toma na przełęczy zjadłam posiłek i zebrałam siły na dalszą drogę – kierunek: Przełęcz Salmopolska. Szlak był w miarę łagodny, dopiero podejście na Hyrcę stało się strome. Następnie dotarłam na Kotarz, Grabową, potem Biały Krzyż i w końcu Przełęcz Salmopolską.
Wejście na Malinów było kamieniste i dość wymagające, ale nagrodą były dzikie, puste przestrzenie i cudowne widoki. Dalej wędrowałam czerwonym szlakiem ku Malinowej Skale, Kopie Skrzyczeńskiej, aż zrobiło się ciemno. Minęłam Małe Skrzyczne i dotarłam na Skrzyczne. W ciemnościach trudno było znaleźć schronisko, ale w końcu się udało. Kolacja i kąpiel po męczącej wędrówce były zbawienne. Czekolada z bitą śmietaną smakowała jak rarytas :-)
Rano pogoda się zmieniła – szczyt spowiła gęsta mgła. Zdecydowałam się zostać w schronisku i odpocząć w jego okolicy.
Następnego dnia ruszyłam na Baranią Górę. Po zejściu ze Skrzycznego mgła się rozrzedziła, a widoki poprawiły. Na szlaku było sporo błota i kałuż. Na Zielonym Kopcu, Gawlasim i Magurce Wiślańskiej zobaczyłam ogrom zniszczonych przez korniki lasów świerkowych.
Podejście na Baranią Górę utrudniały powalone drzewa. Na szczycie zrobiłam przerwę, weszłam na wieżę widokową. Potem zeszłam do schroniska na Przysłopie. Trasa była monotonna, pełna korzeni i błotnistych odcinków. W schronisku zrobiłam pieczątkę i zjadłam żurek. Pogoda się poprawiła.
Wyruszyłam w kierunku Stecówki. Niestety, pogoda się pogorszyła – zaczęło padać. Założyłam pelerynę przeciwdeszczową i ruszyłam żwawym krokiem, by zdążyć na pociąg w Wiśle Głębce. Trasa była błotnista, a na Przełęczy Szarcula miałam całe nogawki ubłocone :D
Komentarze