„Labirynt śmierci” – Philip K. Dick
„Labirynt śmierci” Philipa K. Dicka to powieść zrodzona dosłownie i duchowo-w czasie psychodelicznego rozchwiania. Dick pisał ją pod silnym wpływem LSD, co czuć niemal w każdej warstwie tekstu: od gęstego klimatu, przez rozchwianą rzeczywistość, aż po pytania, których nie da się zbyć prostą odpowiedzią. To powieść duszna, niepokojąca i- jak to u Dicka- podszyta egzystencjalnym niepokojem.
Motyw życia w symulacji, przenikających się poziomów rzeczywistości i niemożności odróżnienia prawdy od projekcji umysłu, brzmi dziś znajomo-nie bez powodu. „Labirynt śmierci” jawi się jako jeden z prekursorów współczesnych narracji science fiction o złudzeniach świata-z Matrixem na czele. Philip K. Dick zadawał pytania o kondycję człowieka już wtedy, gdy nikt jeszcze nie wymyślił terminu „wirtualna rzeczywistość”.
Nie mniej interesujące jest tu ujęcie religii. Dick – jak przystało na autora rozdartego pomiędzy metafizyką a obłędem-nie kpi z wiary, ale ją demaskuje, przekształca, bada w warunkach ekstremalnych. Bóg w „Labiryncie śmierci” nie jest abstrakcyjnym bytem, lecz formą programowego uśpienia, obietnicą sensu tam, gdzie być może go wcale nie ma. A może właśnie jest-tylko nie taki, jakiego byśmy chcieli?
To nie jest książka łatwa ani przyjemna. Jej lektura wymaga skupienia, a momentami cierpliwości-ale warto się w nią zagłębić, bo zadaje pytania, które ciągle brzmią aktualnie: Kim jesteśmy? W co wierzymy? Kto pociąga za sznurki naszej świadomości?
Nie zapominajmy, że Dick to autor, który dał światu Łowcę androidów, Raport mniejszości i Człowieka z Wysokiego Zamku. To wizjoner, który nie tylko przewidział przyszłość-on ją rozłożył na czynniki pierwsze i pokazał, jak bardzo jesteśmy od niej zależni.
8/10
Komentarze