poniedziałek, grudnia 09, 2013

Nowa lokatorka



Niedawno pod drzwiami znalazłam gołąbka z zwichniętym skrzydłem. Wzięłam go ze sobą. Gołąbek okazał się kobitką po przejściach. Jest bardzo miła. Codziennie mi grucha. Ma swój domek i tam jedzonko - mieszankę ziaren oraz wodę. O dziwo moje kociaki nią niespecjalnie się interesują :) Nazwałam ją Ciapulka :D

sobota, listopada 09, 2013

"Martin Eden" - Jack London


Tytuł: Martin Eden
Tłumaczenie: Zygmunt Glinka
Autor: Jack London
Wydawnictwo: Iskry
Rok wydania: 1972
Stron: 446



Powieść zawiera wiele wątków autobiograficznych. Opowiada historię młodego człowieka z warstwy robotniczej, który kształcąc się samodzielnie, zdobywając ciężką pracą wiedzę i ucząc się towarzyskiej ogłady, pragnie stać się godnym pochodzącej z bogatej rodziny burżuazyjnej dziewczyny, Ruth Morse.
Między młodymi ludźmi rozkwita uczucie, z czasem jednak niezwykła żywotność Martina, jego niebywale szerokie horyzonty i zapał, z jakim pragnie zostać uznanym pisarzem, zaczynają przerastać intelektualne możliwości i drobnomieszczańską mentalność jego narzeczonej... 


    Przeczytałam "Martina Edena". Smutna ale niestety bardzo aktualna powieść. Biedni dążą do wyższych sfer, myśląc że spotka ich tam lepsze życie, a spotyka ich rozczarowanie. Ci tzw. "lepsi" żyją ciasnymi schematami życiowymi oceniając jedynie innych po wielkości konta bankowego i ogólnego  uznania. Tak było z głównym bohaterem. 
     Martin jest marynarzem., który żyje w nędzy i upodleniu pisząc. Nikt jednak nie jest zainteresowany jego twórczością. Przez przypadek poznaje on bogate towarzystwo. Postanawia dostać się do tego świata. Zakochuje się w Ruth Morse. Ciężką pracą chce lepiej żyć. Tym samym chce zdobyć serce wybranki, która pozostaje nieczuła na jego względy.
    Martin z czasem tworzy i pisze coraz lepsze rzeczy. Wraz z sukcesem wzrasta jego popularność. Bogaci nagle go dostrzegają. Jednak osiągając sukces spala się jako człowiek i pisarz. W młodym wieku zaznaje uczucia, że wie wszystko. Jego męki może przerwać jedynie śmierć.      

     "Kiedy życie stanie się zanadto już bolesną zmorą, czeka śmierć, by ukoić do wieczystego snu. Po co zwlekać? Już czas ostatni."
    Samobójstwo w ciemnej toni oceanu jest odzwierciedleniem zgnilizny, jaką Eden dostrzegł wśród ludzi których darzył szacunkiem, a okazali się niewarci funta kłaków.
Ciekawostką jest,  że Zycie London nieco przypominało życie jego głównego bohatera a sam London popełnił także samobójstwo.

Ocena 10



   

środa, listopada 06, 2013

"Bielszy odcień śmierci" - Bernard Minier

Tytuł: Bielszy odcień śmierci
Autor: Bernard Minier
Tłumaczenie: Monika Szewc-Osiecka
Seria/cykl wydawniczy: Martin Servaz tom 1
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
Data wydania: 31 stycznia 2012
Liczba stron: 512



Grudzień 2008 roku, dolina w Pirenejach. Wczesnym rankiem pracownicy elektrowni wodnej znajdują na górnej stacji kolejki linowej okaleczone ciało konia.

Tego samego dnia młoda absolwentka psychologii obejmuje posadę w ściśle strzeżonym zakładzie psychiatrycznym dla przestępców, położonym w tej samej dolinie.

W ciągu kilku dni okolicą wstrząsają kolejne zbrodnie. Śledztwo prowadzi komendant Martin Servaz, czterdziestoletni policjant z Tuluzy, znany ze swej przenikliwości i intuicji. Tym razem przyjdzie mu się jednak zmierzyć z wyjątkowo okrutnym i przebiegłym mordercą. Wkrótce się okaże, że bajkowe górskie miasteczko kryje mrożące krew w żyłach tajemnice. Czy będzie to dla Servaza początek koszmaru?


 Niezły kryminał. Jednak pozostał pewien niedosyt. Książkę ogółem mi się płynnie czytało ale niektóre postacie były ciut przerysowane. Psycholożka Diane Berg i miliarder nieco zbyt papierowi. Dobrze natomiast wypadł główny śledczy Martin Servez, który jest ciekawą postacią lubującą się w literaturze i muzyce poważnej.
Motyw instytutu mógł być lepiej dopieszczony. Za mało w tym grozy i aury tajemniczości. Wątek zbyt pominięty a można było go lepiej dopracować. Aczkolwiek zamierzenie autora mogło być nieco inne.

Sam motyw zbrodni z zemsty nawet ciekawy ale dość często wykorzystywany. Motyw samobójstw nieco przypominał mi wątek z "Karuzeli samobójczyń" Bolton. Jednak zapewne to zbieżność.
Dużym plusem w książce są opisy ciekawej okolicy Pirenejów, niektóre myśli autora, język i reszta postaci jak Irene Ziegler.
Biorę się teraz za "Krąg". Jestem ciekawa jak autor się rozkręci w kolejnej powieści.

Ocena 6

niedziela, sierpnia 18, 2013

Węgierska Górka-Hala Boracza-Rysianka-Rajcza

Pierwszego dnia pojechaliśmy do Węgierskiej Górki, aby dostać się stamtąd najpierw czerwonym a potem niebieskim szlakiem na Halę Boraczą. Droga rozpoczęła się od stacji kolejowej i prowadziła dość długo nieco męczącą szosą. Ciekawostką było spotkanie schronu bojowego 'Wędrowiec", który obejrzeliśmy.
Następnie dalej udaliśmy się na szlak. Pierwsze podejście i znaleźliśmy się na Polanie Pasionki i w okolicach Palenicy (686 m n.p.m.). Dalej na Borucz (809 m n.p.m) i Prusów (1010 m n.p.m) na który było już większe podejście. Przez cały czas rozciągały się ładne krajobrazy. W końcu dotarliśmy na Halę Boraczą. Podbiłam tam pieczątkę. Postanowiliśmy spontanicznie iść dalej i zdobyć Rysiankę. Wypiłam piwo i ruszyliśmy dalej w kierunku Redykalnego Wierchu (1144 m n.p.m). Stamtąd szliśmy spory kawałek przez las. Niedługo potem pojawiły się polany, z których pięknie było widać Małą Fatrę oraz Tatry. Minęliśmy Halę Skórzacką, Gawłowską, Bieguńską i znaleźliśmy się na Hali Lipowskiej. Udało nam się znaleźć miejsce w pokoju 10-osobowym, bo było za późno na dalszą drogę i byliśmy bardzo zmęczeni. Zjedliśmy kolację - ja pierogi ruskie własnej roboty. Schronisko ładne i czyste, ale nieco odstręczają w nim wypchane zwierzaki /:
W pokoju poznaliśmy starszego miłego piechura, którego potem jeszcze spotkaliśmy. Wykąpałam się w turystycznym szamponie i ubrałam w drugą bluzkę. Niestety nie mieliśmy pasty do zębów :D Udało nam się zasnąć.
Rano zjedliśmy śniadanie. Ty razem zaszalałam i zjadłam pierogi z jagodami. Ruszyliśmy na Rysiankę (1322 m n.p.m). Dotarliśmy tam w krótkim czasie. Ukazało się ładne schronisko oraz piękne panoramy z Hali Rysianka. Podbiłam kolejną pieczątkę.
Udaliśmy się w drogę powrotną do Hali Boraczej. Wróciliśmy podobnie poprzez Redykalny Wierch, gdyż zielony szlak na halę był zamknięty z powodu osuwiska.
Postanowiliśmy zejść niebieskim szlakiem do Rajczy, bo szlak do Milówki prowadził sporą część przez szosę. Nie do końca był to dobry wybór. Szlak niebieski do Rajczy z Hali Boraczej zaczyna się ładnie. Niestety dalej jest dość monotonny. Nie ma żądnych widoków, a strome podejścia z ogromną ilością kamieni utrudniały drogę. Najgorsza była sama końcówka. Zejście ogromnie strome, a nogi już zmęczone. Dworzec w Rajczy wydawał się odległy o kilometry. Po trudach tam dotarliśmy. Niestety nie mieliśmy gotówki, a w Rajczy nie było żadnego bankomatu. Musieliśmy skoczyć na gapę do Milówki i tam znaleźliśmy bankomat. Pierwszy był nieczynny i poważnie się zmartwiliśmy. Udało nam się jednak wyjść z tego cało. Kupiliśmy picie i wyruszyliśmy w drogę powrotną do naszej kwatery w Zwardoniu.