"Ostatni brzeg" (2000) - reż. Russell Mulcahy

"Ostatni brzeg" (2000) - reż. Russell Mulcahy

"Ostatni brzeg" (2000) - reż. Russell Mulcahy



„Ostatni brzeg” (On the Beach), to australijska adaptacja powieści Nevila Shute’a, zrealizowana przez Russella Mulcahy’ego w 2000 roku. To remake kultowego filmu z 1959 roku, lecz w tej wersji fabuła nabiera większej psychologicznej głębi, a postaci stają się bardziej ludzkie, mniej symboliczne  a przez to boleśniejsze w odbiorze.

Świat się skończył, wojna atomowa unicestwiła życie na półkuli północnej. Jedynym miejscem, gdzie jeszcze oddycha się bez maski i jeszcze jest woda do picia, jest Australia. Jednak to tylko czasowa iluzja bezpieczeństwa, radioaktywna chmura zbliża się nieuchronnie. Zegar śmierci tyka. Zostały dwa miesiące.

Film nie ucieka w widowiskowość. Nie chodzi tu o efekty specjalne, ale o cichy dramat ludzi, którzy wiedzą, że nie mają już przyszłości. Bohaterowie przeżywają ostatnie dni z nadzieją, która nie ma prawa się ziścić, z miłością, która nie zdoła się rozwinąć, z żalem i próbą pogodzenia się z losem. Każdy na swój sposób, poprzez pracę, taniec, przytulenie dziecka, ostatnią miłość, powrót do natury. Kamera prowadzi nas przez ich losy bez melodramatyzmu, ale z empatią i refleksją.

    Warto docenić emocjonalne zaangażowanie postaci, są one tu przedstawione z dużo większą głębią niż w klasyku z 1959 roku. Tam, gdzie Gregory Peck i Ava Gardner tworzyli nieco pomnikowe postaci, tu otrzymujemy zwykłych ludzi, pełnych lęków i tęsknot, co czyni tę wersję bardziej intymną i przejmującą. Na uwagę zasługują role Rachel Ward (znana z "Ptaków ciernistych krzewów"), czy Brian Brown.

    Kulminacją filmu są ostatnie sceny, które trudno zapomnieć: obraz rodziny, która wspólnie sięga po śmiertelną dawkę barbituranów, by umrzeć spokojnie, bez cierpienia. To symboliczne zamknięcie cyklu życia, które nie może dalej trwać. Film kończy się w milczeniu, które zostaje z widzem na długo. 

    „Ostatni brzeg” z 2000 roku to film cichy, ale potężny w wyrazie. Nie epatuje przemocą, lecz powolną agonią świata i ludzi, którzy muszą stawić jej czoła z godnością. W czasach przesytu efektami specjalnymi i tanim dramatyzmem, ta produkcja poraża prostotą i uniwersalnością. To kino postapokaliptyczne z duszą, które zamiast eksplozji oferuje refleksję nad tym, co naprawdę liczy się w obliczu końca.

9/10

"Ostatni brzeg" (2000) - reż. Russell Mulcahy


Inne recenzowane filmy o apokalipsie:

"Threads"

"Droga"

-"Nazajutrz"

Komentarze