"Troja" - Wolfgang Petersen i "Alexander" O.Stone'a

„Troja” - Wolfgang Petersen





    Idąc za ciosem po seansie wizualnie imponującej i brutalnej opowieści o Sparcie  „300”,  postanowiłam pozostać w historycznym klimacie i sięgnąć po film „Troja” w reżyserii Wolfganga Petersena. Przyznam szczerze, nie oczekiwałam arcydzieła, nastawiłam się na widowisko z gatunku „średnie, ale efektowne”. Tymczasem zostałam mile zaskoczona. Obejrzałam wersję reżyserską, która trwa ponad trzy godziny  i ani przez chwilę nie poczułam znużenia.

    Historia słynnej wojny trojańskiej, oparta luźno na "Iliadzie" Homera, została przedstawiona w sposób dynamiczny i przejrzysty. Akcja wciąga niemal od pierwszych scen, a mimo długości film zachowuje dobre tempo. Nie brakuje tu dramatyzmu, silnych emocji i moralnych dylematów - czyli tego, co w dobrym kinie historycznym cenię najbardziej.

    Choć nigdy nie byłam szczególną fanką Brada Pitta, tutaj jako Achilles, naprawdę mnie przekonał. Zbudował postać złożoną, pełną wewnętrznych sprzeczności: dumną, niepokorną, ale jednocześnie targaną bólem i pragnieniem nieśmiertelności w legendzie. To Achilles, którego się nie tylko podziwia za siłę, ale i rozumie jako człowieka.

    Helena, niestety, wypada blado,  zarówno pod względem aktorskim, jak i scenariuszowym. Nie czuć tej legendarnej mocy, która mogłaby wzniecić wojnę. Dużo ciekawiej zaprezentowano postać Andromachy, żony Hektora  w wykonaniu Saffron Burrows, znanej mi z pięknego filmu „Gitara”. Jej kreacja była subtelna, ale wyrazista, tragiczna, dumna, ludzka.

    Kostiumy, scenografia, muzyka Jamesa Hornera, to wszystko tu działa na korzyść filmu, dodając mu rozmachu i głębi. Starcia są spektakularne, ale nie przesadzone. Jest w nich pewna klasyczna prostota, która współgra z mitem, a nie go wypacza.

    Z filmów historycznych moim niekwestionowanym numerem jeden pozostaje „Gladiator” Ridleya Scotta, monumentalny, poruszający i pięknie zagrany. Zaraz za nim cenię sobie starego „Spartakusa”, w którym Kirk Douglas stworzył niezapomnianą rolę. 
„Troja” nie tylko z powodzeniem dołącza do tego grona. Daję jej mocne 9/10  za klimat, dramaturgię i udaną reinterpretację mitu, który ciągle żyje w naszej kulturze.



„Aleksander” – Oliver Stone

„Aleksander” – Oliver Stone



Film „Aleksander” w reżyserii Olivera Stone’a widziałam w wersji reżyserskiej, trwającej aż 3 godziny i 30 minut. Wbrew licznym opiniom narzekającym na dłużyzny i chaos narracyjny – nie nudziłam się. Owszem, są w historii tego filmu momenty przestoju, ale nie na tyle, by wybiły mnie z rytmu.

Choć preferuję inne filmy historyczne, bardziej wyważone i spójne to „Aleksander” wcale nie był „taki zły”, jak głosi jego zła sława. Colin Farrell, którego początkowo obawiałam się w tej roli, poradził sobie lepiej, niż przypuszczałam. Co prawda, osobiście wolałabym innego aktora w roli legendarnego wodza, ale trzeba uczciwie przyznać, że Farrell udźwignął ciężar tej postaci- młodzieńczej, impulsywnej, rozdartej między ambicją a uczuciem pustki.

    Na szczególną uwagę zasługują role kobiece. Angelina Jolie jako Olympias była hipnotyzująca, mroczna, wyniosła, niemal złowroga. A Rosario Dawson w roli Roksany,  świeża, pełna emocji i bardzo przekonująca. Jej obecność dodaje filmowi ciepła i dramatyzmu, którego momentami brakowało gdzie indziej.

I właśnie, czegoś temu filmowi zabrakło. Trudno jednoznacznie wskazać czego: może głębszego wejścia w psychikę bohaterów, może większego uporządkowania narracji? Nie chodzi tu nawet o długość, bo epickie filmy mogą trwać długo, o ile mają wyraźny rytm. Tu rytm bywał chwiejny.

Muszę też wspomnieć o muzyce Vangelisa. wybitnego kompozytora, ale... w tym konkretnym obrazie jego ścieżka dźwiękowa zupełnie do mnie nie przemówiła. Nie potrafiła zespolić się z emocjami filmu, czasem wręcz je zagłuszała. Zabrakło mi subtelności, może większej liryczności.

Mimo wszystko, to film warty zobaczenia,  chociażby dla samego tematu, dla refleksji nad tym, jak cena wielkości może prowadzić do samotności i zagubienia. Nie każdemu przypadnie do gustu, ale jeśli spojrzeć na niego bez uprzedzeń, to potrafi zaintrygować.

Moja ocena: 7/10. Z nutą niedosytu, ale też szacunkiem dla próby zmierzenia się z tak potężną legendą.

Komentarze